Odchudzanie
Idę raz z Tobkiem przez park, patrzę, na ławce siedzi młody Kamas. Na kolanach miał zeszyt, w jednej ręce trzymał długopis, w drugiej kanapkę - jadł i pisał, a taki zamyślony, że świata nie widział. Tobek chciał już zagadać, alem mu pokazał na migi, żeby był cicho i żeby szedł za mną. Przeszliśmy powoli koło młodego, a ten nic, parzy w ten swój zeszyt, świata nie widzi. Zawróciliśmy zaraz i przechodzimy jeszcze raz - to samo. Zawrócilim znowu, znowu przechodzimy mu koło nosa, a powolutku, krok po kroczku, a ten pisze, czoło marszczy, oczy mruży i pisze. Przestanie, pomyśli i znowu pisze. I świata nie widzi. To się naraz odwróciłem i:
- Hu!!
- O matko!... Baranie jeden, chcesz, żebym zawału dostał?
- Oj, młody, mówi Tobek, oj, mało ci kiełbasa z bułki nie uciekła! Ha ha ha!!
- Bardzo śmieszne! Byście się lepiej za jaką robotę wzięli, a nie łazicie i straszycie ludzi.
- Łazimy, a ty nas wcale nie widzisz. Tak żeś się w kajet zapatrzył, że uczciwych ludzi nie zauważasz.
Przysiadłem koło niego i zaglądam, co on tam ma.
- Co robisz?
Na to mszet stuknął pisakiem w kartkę i mówi, odchudzam się. A zaraz potem wpakował do gęby tę bułkę z kiełbasą.
- A tak, mówię, żresz jak koń i się odchudzasz. Tam byś poganiał naokoło parku, to byś się odchudził, a nie na ławce siedzisz i kiełbasę wcinasz.
- Nie znasz się, to nie dyskutuj, mówi młody. Wiesz, która część człowieka zużywa najwięcej energii, co?
- Noo...
- No?
- Nogi?
- Tak, nogi... Aleś wymyślił! Mózg! gamoniu księżycowy.
- Aha... I co?
- To, że mózg zużywa najwięcej energii wtedy, jak ostro pracuje. To ja się odchudzam rozwiązując zadania matematyczne. Takie jest nowoczesne odchudzanie. Ganianie to dobre dla głupich.
A niech to, myślę sobie. Po prawdzie to nie byłem pewny, czy młody się z nas aby nie nabija, z nim nigdy nic nie wiadomo. Ale to nawet by pasowało - młody żre jak koń, byłem kiedyś u nich, to do obiadu trzy razy sobie dobierał, a wcale po nim tego nie widać, chudy, smukły... No, ja też jestem chudy, zawsze byłem chudy, ale ze mnie jest niejadek. Tyle, co mszet wpierniczy na obiad, mnie by na cały dzień starczyło i jeszcze zostałoby dla kota. A przypomniało mi się też, że jak w szkole na matematyce widziałem jakiś skomplikowany wzór, to zaraz mi się słabo robiło - mówili wszyscy, że nie mam zdolności, ale teraz myślę, że to prędzej było z braku kalorii. Poganiał człowiek na wuefie, zmordował się na pracach ręcznych, to potem na matematyce tylko popatrzył na wzór i już mdlał.
- Co się patrzysz? mówi młody.
- A nic. Zastanawiam się, czy nas czasem nie robisz w konia...
- Niedługo sam zobaczysz. Ze Staśkiem Wróblem otwieramy za miesiąc Klinikę Matematycznego Odchudzania... Zobaczysz, jaki będzie biznes.
- Nie mów... Serio?
- No pewnie. Już mamy wszystko obmyślone. Stasiek układa zadania, a ja załatwiam sprawy z internetem; bo na razie będziemy działać w internecie, potem się zobaczy.
- E, mówi Tobek, kto by chciał za to płacić, jak można se samemu zadania rozwiązywać z książek.
- Będzie chciał, będzie, nie bój się. Gimnastykować możesz się też samemu, a jakoś ludzie płacą za aerobiki, fitnessy i takie tam. Z trenerem jest zupełnie co innego niż samemu. Myślisz, że byle jakie zadanie weźmiesz i już się odchudzisz? To trzeba dobrać - do umiejętności, do wieku, do wagi... O, teraz na przykład testuję na sobie. W zeszłym tygodniu jadłem nadprogramowo i patrzyłem, ile mi przybywa na wadze; a w tym jem tyle samo, a do tego rozwiązuję zadania, i patrzę, ile mi ubywa. Wszystko musi być wyliczone, skalkulowane, a nie tak na łapu capu.
Zajrzałem w ten zeszyt z zadaniami, ale tak jednym okiem, od śniadania nic nie jadłem, to jeszcze mógłbym od jakiegoś skomplikowanego wzoru zasłabnąć.
- O, to, mówię, ten wygibas, co to jest?
- To? Całka.
- Całka?
- Tak jest. Nie zwiedzie byle spódniczka, gdy wiesz, co całka, co różniczka.
- O, to i panienki można na to podrywać?
- Można, ale te mądrzejsze... Ty, wiesz co? Miałbym dla ciebie robotę. Będziemy potrzebować przedstawiciela handlowego; wiesz, takiego sprzedawcę usług. Elokwentny jesteś, to byś się nadał.
- Ja? Kiedy ja się na matematyce ni w ząb nie znam. To już prędzej na metafizyce...
- Nie bój się, nie musisz się znać. Będziesz tylko chodził po ludziach i nagabywał co tłuściejszych do korzystania z usług naszej kliniki. Co trzeba mówić, to cię wyszkolimy, ważne, żebyś umiał zabajerować. Co? Dorobisz sobie do emerytury.
- A kiedy tak, to nie ma sprawy, to może być. Z bajerowaniem nie ma u mnie najmniejszego problemu.
- Hu!!
- O matko!... Baranie jeden, chcesz, żebym zawału dostał?
- Oj, młody, mówi Tobek, oj, mało ci kiełbasa z bułki nie uciekła! Ha ha ha!!
- Bardzo śmieszne! Byście się lepiej za jaką robotę wzięli, a nie łazicie i straszycie ludzi.
- Łazimy, a ty nas wcale nie widzisz. Tak żeś się w kajet zapatrzył, że uczciwych ludzi nie zauważasz.
Przysiadłem koło niego i zaglądam, co on tam ma.
- Co robisz?
Na to mszet stuknął pisakiem w kartkę i mówi, odchudzam się. A zaraz potem wpakował do gęby tę bułkę z kiełbasą.
- A tak, mówię, żresz jak koń i się odchudzasz. Tam byś poganiał naokoło parku, to byś się odchudził, a nie na ławce siedzisz i kiełbasę wcinasz.
- Nie znasz się, to nie dyskutuj, mówi młody. Wiesz, która część człowieka zużywa najwięcej energii, co?
- Noo...
- No?
- Nogi?
- Tak, nogi... Aleś wymyślił! Mózg! gamoniu księżycowy.
- Aha... I co?
- To, że mózg zużywa najwięcej energii wtedy, jak ostro pracuje. To ja się odchudzam rozwiązując zadania matematyczne. Takie jest nowoczesne odchudzanie. Ganianie to dobre dla głupich.
A niech to, myślę sobie. Po prawdzie to nie byłem pewny, czy młody się z nas aby nie nabija, z nim nigdy nic nie wiadomo. Ale to nawet by pasowało - młody żre jak koń, byłem kiedyś u nich, to do obiadu trzy razy sobie dobierał, a wcale po nim tego nie widać, chudy, smukły... No, ja też jestem chudy, zawsze byłem chudy, ale ze mnie jest niejadek. Tyle, co mszet wpierniczy na obiad, mnie by na cały dzień starczyło i jeszcze zostałoby dla kota. A przypomniało mi się też, że jak w szkole na matematyce widziałem jakiś skomplikowany wzór, to zaraz mi się słabo robiło - mówili wszyscy, że nie mam zdolności, ale teraz myślę, że to prędzej było z braku kalorii. Poganiał człowiek na wuefie, zmordował się na pracach ręcznych, to potem na matematyce tylko popatrzył na wzór i już mdlał.
- Co się patrzysz? mówi młody.
- A nic. Zastanawiam się, czy nas czasem nie robisz w konia...
- Niedługo sam zobaczysz. Ze Staśkiem Wróblem otwieramy za miesiąc Klinikę Matematycznego Odchudzania... Zobaczysz, jaki będzie biznes.
- Nie mów... Serio?
- No pewnie. Już mamy wszystko obmyślone. Stasiek układa zadania, a ja załatwiam sprawy z internetem; bo na razie będziemy działać w internecie, potem się zobaczy.
- E, mówi Tobek, kto by chciał za to płacić, jak można se samemu zadania rozwiązywać z książek.
- Będzie chciał, będzie, nie bój się. Gimnastykować możesz się też samemu, a jakoś ludzie płacą za aerobiki, fitnessy i takie tam. Z trenerem jest zupełnie co innego niż samemu. Myślisz, że byle jakie zadanie weźmiesz i już się odchudzisz? To trzeba dobrać - do umiejętności, do wieku, do wagi... O, teraz na przykład testuję na sobie. W zeszłym tygodniu jadłem nadprogramowo i patrzyłem, ile mi przybywa na wadze; a w tym jem tyle samo, a do tego rozwiązuję zadania, i patrzę, ile mi ubywa. Wszystko musi być wyliczone, skalkulowane, a nie tak na łapu capu.
Zajrzałem w ten zeszyt z zadaniami, ale tak jednym okiem, od śniadania nic nie jadłem, to jeszcze mógłbym od jakiegoś skomplikowanego wzoru zasłabnąć.
- O, to, mówię, ten wygibas, co to jest?
- To? Całka.
- Całka?
- Tak jest. Nie zwiedzie byle spódniczka, gdy wiesz, co całka, co różniczka.
- O, to i panienki można na to podrywać?
- Można, ale te mądrzejsze... Ty, wiesz co? Miałbym dla ciebie robotę. Będziemy potrzebować przedstawiciela handlowego; wiesz, takiego sprzedawcę usług. Elokwentny jesteś, to byś się nadał.
- Ja? Kiedy ja się na matematyce ni w ząb nie znam. To już prędzej na metafizyce...
- Nie bój się, nie musisz się znać. Będziesz tylko chodził po ludziach i nagabywał co tłuściejszych do korzystania z usług naszej kliniki. Co trzeba mówić, to cię wyszkolimy, ważne, żebyś umiał zabajerować. Co? Dorobisz sobie do emerytury.
- A kiedy tak, to nie ma sprawy, to może być. Z bajerowaniem nie ma u mnie najmniejszego problemu.
Ilustracja: Egzamin. Rysunek z "Ravnen", 1890.
Ciekawa historia
OdpowiedzUsuń