Choinka
– A oni tam w środku śpią. Nic, tylko śpią i śpią, i śpią, podczas kiedy inni pracują do nieprzytomności jedynie dlatego, że ma być Gwiazdka i Wigilia. (...) Nudzicie mnie tym waszym spaniem, a Wigilia się zbliża, może nadejść dosłownie w każdej chwili!
– Czy to już wiosna? – mruknął Muminek.
– Wiosna? – powiedział Paszczak nerwowo. – Mówiłem o Wigilii, rozumiesz, o Wigilii. A ja nic nie zdążyłem przygotować i nic nie mam, a oni mnie tu posyłają, żebym was odgrzebał. Rękawiczki na pewno przepadły. Wszyscy biegają jak zwariowani, a nic jeszcze nie jest gotowe…
I Paszczak, tupiąc głośno, wszedł z powrotem na schody i wylazł przez klapę na dachu.
– Mamusiu! Zbudź się! – zawołał Muminek przerażony. – Stało się coś strasznego! To się nazywa Wigilia!
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała Mama, wysuwając pyszczek spod kołdry.
– Nie wiem dokładnie – odpowiedział Muminek. – Ale nic nie jest przygotowane i coś przepadło, i wszyscy biegają jak zwariowani. Może to znowu powódź.
Potrząsnął ostrożnie Panną Migotką i szepnął:
– Nie bój się, ale stało się coś okropnego.
– Spokój – powiedział Tatuś Muminka. – Przede wszystkim spokój.
(...)
Minęła ich ciotka Paszczaka, ciągnąc świerk na sankach.
– A więc obudziliście się? No, wreszcie – powiedziała obojętnie. – Postarajcie się o choinkę, zanim się ściemni.
– Ale po co?… – zaczął Tatuś Muminka.
– Nie mam teraz czasu! – krzyknęła ciotka przez ramię i ruszyła dalej.
– Zanim się ściemni – szepnęła Panna Migotka. – Ona powiedziała: zanim się ściemni. A więc niebezpieczeństwo nadejdzie dziś wieczorem.
– Widocznie trzeba mieć choinkę, żeby jakoś sobie dać radę – zastanawiał się Tatuś. – Nic nie rozumiem.
(...)
Zbliżali się już do domu, gdy nagle wpadła na nich Gapsa ze stosem torebek i paczek w objęciach.
Twarz miała czerwoną od mrozu i była bardzo podniecona. Na szczęście nie rozpoznała własnego świerka.
– Tłok, rozgardiasz! – krzyknęła. – Tym nieokrzesanym jeżom powinno się zabronić wcho… Powiedziałam im przed chwilą, że to po prostu wstyd…
– Choinka – przerwał jej Tatuś Muminka i schwycił ją rozpaczliwie za futrzany kołnierz.
– Choinka? – powtórzyła Gapsa nieprzytomnie.
– Choinka? Co się robi z choinką?
– Ach, to okropne! Nie, to straszne… Przecież trzeba ją szybko ubrać… Jak ja to wszystko zdążę…
(...)
– Przez chwilę bądźcie cicho i pozwólcie mi pomyśleć – powiedział Tatuś. – Jeżeli choinka ma być przystrojona, i to najładniej, to chyba nie po to, żebyśmy się mieli w niej ukrywać przed jakimś niebezpieczeństwem, ale chyba po to, żeby je raczej przebłagać. Zaczynam rozumieć, o co tu chodzi.
Miłych świat, nawet jeśli nie masz choinki. Ja nie mam i żyję.
OdpowiedzUsuńNawzajem - chociaż teraz to już chyba miłych poświąt. Choinek u mnie dostatek, zwłaszcza w lesie, ale i koło płotu rządek rośnie ;)
OdpowiedzUsuń