Jak pisać komentarze polityczne

Czy wiesz, Czytelniku, kto to jest AKP? Nie wiesz zapewne - i nic dziwnego, jako że termin ów przed chwilą wymyśliłem. Otóż AKP to skrót od Autor Komentarzy Politycznych. Oczywiście nie wymyśliłem tej nazwy samodzielnie. Zainspirowałem się bowiem felietonem Umberto Eco Jak pisać do katalogu wystawy. Tylko że tam występuje nie AKP, lecz AKA. Więc, Szanowny Czytelniku, czy wiesz, kto to jest AKA?

W porządku, nie ma sprawy. W końcu Eco to nie Ujejski. AKA to skrót od Autor Katalogów Artystycznych. I ani ten Autor, ani te Katalogi z polityką nie mają nic wspólnego. Jednakże zapoznając się z charakterystyką tej profesji, wyłożoną przez Umberto Eco, odniosłem wrażenie, jakbym skądś to już znał. I skonstatowałem po namyśle, że gdyby tylko nieco inaczej rozłożyć akcenty, zamienić kilka terminów, odwrócić parę znaczeń, to powiastka Eco jak raz mogłaby opisywać Autora Komentarzy Politycznych, czyli AKP.

Jak więc - sparafrazujmy pytanie Autora - stać się AKP? Jest to bardzo proste: wystarczy chcieć. Dodatkowym atutem - tak jak i w przypadku AKA - będzie posiadanie renomy. Tę wyrabiamy sobie w sposób następujący. Publikujemy w dowolnym medium dowolny tekst. Jego forma jest obojętna, wskazane tylko, by był obrazoburczy lub co najmniej sensacyjny. Może być to prosta autobiografia, awangardowy utwór poetycki, lista, opowiadanie fantasy lub science-fiction, sprawozdanie z zawodów strażackich, instrukcja obsługi dowolnego urządzenia mechanicznego, wynurzenia alkoholika w formie eseju - albo co tam komu jeszcze przyjdzie do głowy. W ostateczności, gdy nie mamy na nic pomysłu (może się zdarzyć) albo gdy do zostania renomowanym AKP jest nam bardzo spieszno, możemy posłużyć się dowolnym tekstem napisanym prze kogoś innego - publikujemy go pod własnym nazwiskiem (metoda "ctrl c ctrl v"). Tu jednak, dla bezpieczeństwa naszej przyszłej kariery, warto dokonać kilku przeróbek w tekście. Ewentualną utratą sensu całości nie należy się przejmować.

Jeżeli posiadamy trochę gotówki, najlepszym wyjściem będzie opublikowanie naszego tekstu drukiem. Wystarczy kilkaset egzemplarzy. Wysyłamy po dwie sztuki do co poczytniejszych gazet oraz, oczywiście, obowiązkowe egzemplarze do Biblioteki Narodowej. W przypadku gdy gotówki nie posiadamy, publikujemy tekst gdziekolwiek, choćby w Internecie.

I już jesteśmy renomowanym AKP. Swoją dalszą działalność komentatorską prowadzimy oczywiście tymi samymi metodami, które przyniosły nam renomę. Jednak o ile tematyka tego pierwszego tekstu była dowolna, to teraz skupiamy się na kwestiach bieżących. Nie dlatego, byśmy się nimi specjalnie interesowali, ale stąd, że w tych sprawach zawsze będzie coś do skomentowania. Więc jeżeli ktoś zarzuci nam powtarzanie się (zawistników wszak nie brakuje), winę zrzucimy na społeczno-polityczną rzeczywistość.

Na początku musimy rozeznać się z grubsza w sytuacji i ustalić, kogo będziemy darzyć sympatią, a kogo nie. Sporządzamy w tym celu listę polityków i ugrupowań politycznych, podkreślamy kolorem zielonym naszych przyjaciół, kolorem czerwonym zaś - wrogów (lub odwrotnie, w zależności od gustu). Następnie wieszamy listę w dobrze widocznym miejscu - jako że ludzką rzeczą jest zapomnieć, a ewentualna pomyłka w tych kwestiach może nas drogo kosztować.

Przy wyborze naszych ulubieńców i wrogów możemy - a nawet powinniśmy - rozważyć ewentualne korzyści:
1. Pieniądze - szczęścia co prawda nie dają, ale posiadać nie zaszkodzi.
2. Potencjalna możliwość dostępu do tajnych a ciekawych informacji, które zostaną nam udostępnione w zamian za przychylny komentarz.
3. Rekompensata seksualna - każdy wedle własnego uznania.
4. Rzeczywista i bezinteresowna sympatia lub nienawiść do danego polityka - cecha tzw. komentatorów niezależnych.

Wyobraźmy sobie teraz, że przedmiotem naszych komentarzy będzie polityk o nazwisku Prosciutki. Polityk ten w trakcie swojej kariery zaprezentował pewną gamę poglądów, które składają się na jego polityczny wizerunek. Musimy je znać, ażeby w trakcie komentowania nie popełnić jakiejś gafy. Zaś na podstawie całokształtu dorobku polityka wyrabiamy sobie ogólną linię programową naszego komentatorstwa. Dzięki temu będziemy mogli pisać szybko i automatycznie, bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły. A o to właśnie chodzi. Jeżeli okazałoby się, iż w dorobku Prosciutkiego występuje daleko idąca zmienność poglądów albo nawet ich kontradyktoryczność (a zdarza się to nagminnie), nasze komentowanie powinniśmy ująć w karby prostej dialektyki. Zależnie od opcji politycznej, jaką reprezentuje Prosciutki, przeprowadzamy ją w duchu bądź marksizmu-leninizmu, bądź też egzystencjalizmu chrześcijańskiego. W pewnych szczególnych przypadkach, gdy ideową przynależność Prosciutkiego trudno sprecyzować, zamiast powyższej dialektyki lepiej użyć rozumowania opartego na kosmologicznej hipotezie wielu światów. Tym sposobem jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Oczywiście moglibyśmy również powołać się na znane stwierdzenie Quine'a, że być, to być wartością zmiennej. Jednak takie postawienie sprawy jest niebezpieczne, jako że nie mamy pewności, że polityk Prosciutki pojmie, o co nam chodzi. Jeśli zaś nie pojmie, zapewne zacznie doszukiwać się w naszym komentarzu złośliwości, złej woli i Bóg wie, czego jeszcze. To zaś może poskutkować nawet definitywnym zerwaniem znajomości z nami. Taki obrót sprawy byłby szczególnie dotkliwy w przypadku, gdy Prosciutkiego wybraliśmy ze względu na trzecią z wymienionych wcześniej korzyści. Jednak jeśli nawet polityk nie posunie się do ostatecznego zerwania, może zażądać od nas szczegółowych wyjaśnień. I wtedy również będziemy w kropce - szczególnie gdy swoje komentarze piszemy metodą "ctrl c ctrl v".

Uporanie się z brakiem spójności w poglądach i działaniach Prosciutkiego jest zawsze największym wyzwaniem dla komentatora. Gdy z tym sobie poradzimy, reszta będzie już dziecinnie prosta. Komentując należy tylko pamiętać, że każdy polityk - nie tylko Prosciutki - jest łasy na rozmaite pochwały i komplementy. Nie zaszkodzi więc w tym miejscu wspomnieć choćby powierzchownie o psychologii polityka. Trzeba wiedzieć, że komplementy osobiste typu "wysoki", "przystojny", "inteligentny" mają wartość znacznie większą aniżeli pochwały branżowe typu "dobry polityk". Oczywiście jeśli pierwsze stałyby w jaskrawej sprzeczności z rzeczywistością, należy odwołać się do drugich - w przeciwnym razie możemy zostać posądzeni o ironizowanie albo nawet o polityczną prowokację.

Sławiąc dokonania Prosciutkiego najlepiej odwoływać się do prawd apriorycznych, gdyż nie wymagają one udowodnienia empirycznego - możemy więc poprzestać na rozumowaniu i uniknąć kosztów i niebezpieczeństw. Najwłaściwszą po temu dziedziną jest matematyka - byle nie wychodzić poza program dwóch pierwszych klas szkoły podstawowej. Najlepiej poprzestać na prostej arytmetyce, dodawaniu i odejmowaniu. Dodając do siebie dwa postulaty Prosciutkiego, możemy bez trudu wydobyć jakąś nową a oryginalną myśl, o której być może sam polityk nie miał pojęcia, albo nawet nową jakość. W ten sposób upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zabłyśniemy komentatorskim kunsztem (co przełoży się na powodzenie wśród czytelników i, być może, stały etat w jakiejś gazecie) oraz zyskamy sympatię polityka. Komentatorzy znający się na matematyce trochę lepiej, mogą nawet wyjść poza działania podstawowe i od czasu do czasu powołać się na pierwiastek. Efekt murowany. Należy tylko baczyć, by pod pierwiastek nie podstawić liczby ujemnej, gdyż wówczas otrzymamy wartość urojoną. Jeśliby zaś przytrafiła nam się polemika z innym komentatorem, nastawionym niechętnie do naszego polityka, żadne ograniczenia nas nie obowiązują i bez skrupułów możemy odwołać się do algebry abstrakcyjnej i zagrozić kratą. Cel uświęca środki.

Inną dziedziną, w terminach której możemy wyrazić nasze uznanie dla Prosciutkiego, jest estetyka. Mamy tu do czynienia z sytuacją dokładnie odwrotną niż w matematyce. Niczego nie będziemy musieli udowadniać, gdyż niczego udowodnić się tu nie da.

Komentując należy wykorzystać każdą sposobność, by podnieść swoją wartość w oczach czytelników. Najprostszym a skutecznym rozwiązaniem jest okraszanie naszych wywodów rozmaitymi cytatami i odwołaniami. Jednocześnie takie podejście znacząco ułatwi nam znachodzenie potrzebnych argumentów, jako że niemal każdy problem ktoś już kiedyś rozwiązał - wystarczy tego rozwiązania poszukać. Oczywiście zupełnie zbędnym byłoby zagłębianie się w trudne lektury. Wystarczy pójść do biblioteki i na chybił trafił wypisać kilka przydatnych stwierdzeń. Tym sposobem, dywagując o poglądach Prosciutkiego w kwestii ubezpieczenia rolników, będziemy mogli podeprzeć się doświadczeniami plemion Miwok i Cahilla, w których to posiadaczem ziemi jest zarówno grupa patrylokalna, jak i patrylinearna. Z tego faktu, idąc za rozumowaniem Radcliffe-Browna, bez trudu wyciągniemy wniosek, że postulaty Prosciutkiego są natury nie politycznej, lecz ekonomicznej. Jeśli zdarzy się, że jakiś nieżyczliwy komentator przeciwnej opcji zarzuci nam cynizm, powołamy się na samego Cypriana Norwida, stwierdzając, ktokolwiek pisze rzeczy, jak one się dzieją, ten stawa się cynikiem. Z kolei na pogłoski o wątpliwej proweniencji naszego polityka będziemy mogli rzec za Gustave Le Bon, iż to dusza rasy stworzyła Prosciutkiego.

Na koniec wypada wspomnieć i o ewentualności przykrej, lecz niestety bardzo prawdopodobnej: nasz polityk popada w tarapaty i nawet zostaje aresztowany; co więcej przedstawione są mu konkretne zarzuty. W tej sytuacji jedynym słusznym wyjściem jest powołanie się na tezę Hume'a, że związki przyczynowe nie są związkami koniecznymi. Dzięki temu zachowamy dobre samopoczucie, a w niektórych przypadkach być może nawet uratujemy własną skórę.

Powyższe wskazówki przeznaczone są oczywiście dla AKP, który z wybranym przez siebie politykiem sympatyzuje. AKP nastawiony niechętnie powinien postępować analogicznie, używając tylko innych przymiotników. Prowadzi to - oddajmy na zakończenie głos mistrzowi Eco - do ustanowienia nie tylko kryterium wykonalności i skuteczności, ale także kryterium moralnego: wystarczy mówić prawdę. Oczywiście są różne prawdy.

Komentarze