Angelologia

Dawno nie objaśnialiśmy żadnego obrazu. Tym razem będzie to Ranny anioł Hugo Simberga. Historia na pierwszy rzut oka banalna. Anioł, nieprzyzwyczajony do ziemskich wertepów, zahaczył stopą o wystający korzeń czy kamień, wykopyrtnął się i rozbił głowę, a może nawet coś sobie połamał. Znaleźli go dwaj młodzieńcy i teraz niosą poobijanego na izbę przyjęć.

anioł
Tu wszakże pojawia się pewien problem. Interpretacja ta stoi bowiem w jawnej sprzeczności z nauką Ojców Kościoła, według której anioły są istotami czysto duchowymi - przynajmniej od czasu pana Akwinaty. A obraz jest późniejszy. Co prawda, soborowa teoria dopuszcza przybieranie przez anioły tzw. ciała pozornego, jednak mamy wątpliwości, czy w tym przypadku wyjątek ten może mieć zastosowanie. Po cóż bowiem miałby nasz anioł to ciało pozorne przybierać? Żeby sobie rozbić głowę? Więcej, wygląda na to, że owo ciało pozorne jest pozorne nie tylko z nazwy - to takie ciało dla zmyłki, potrzebne jedynie do ukazania się temu i owemu i w ogóle niepodatne na rany, chyba że rany pozorne, taka sztuka dla sztuki. Znaczyłoby to, że anioł symulant...

Niejaką wskazówką może być proweniencja autora obrazu. Simberg był Finem, a stamtąd już niedaleko do Szwecji, gdzie urzędował Emanuel Swedenborg. I w jego filozoficzno-mistycznych koncepcjach anioły były nie tylko cielesne, ale i "płciowe" - zgiń przepadnij siło nieczysta.

Oczywiście nie sposób wykluczyć, że używając jakiej eschatologicznej dialektyki dałoby się wykazać, iż problem jest pozorny i że wszystko to podlega dziejowej konieczności. Mniejsza o to. Nie będziemy się tu wdawać w te hermetyczne zawiłości. Wszystkim zainteresowanym polecamy lekturę choćby takich pozycji jak Angelologia teoretyczna w zarysie czy Postępy w angelologii. Poniżej zajmiemy się zaś pragmatyką, czyli tym, co widać.

A widać, że aniołowi niewesoło. Zaś gdy się bliżej przyjrzeć, przestajemy być pewni, że ci dwaj niosą go na pewno na izbę przyjęć. Po gębach widać przecie, że to oprychy. A i ten pochód prawie jak kondukt żałobny. Najpewniej ukryją poturbowanego anioła w jakiej komórce, a potem od miejscowego proboszcza zażądają okupu. Tacy do wszystkiego są zdolni. I żeby aniołka pognębić, pewnie w tym kondukcie podśpiewują sobie, wredne typy, coś takiego:

Aniele mój,
tak zwykłeś mówić do mnie
By słowa twe,
tak kochać nieprzytomnie
Ulotna miłość,
i twoje pożądanie
Aniele mój,
czy w moim śnie zostaniesz...


Jednakowoż może być jeszcze inaczej: w końcu angelologia nie jest nauką ścisłą. Całkiem możliwe bowiem, że ci dwaj to też... anioły. Tylko mają takie mniej rzucające się w oczy ciała pozorne. Ściśle rzecz biorąc, ci dwaj to anielska żandarmeria. Zaś nieboraczek pośrodku to dezerter z Niebieskich Zastępów. I gdy na postury i gęby tych żandarmów popatrzymy, wiemy już, co miał na myśli pan Rilke, gdy pisał "Straszliwy jest każdy anioł...". Ten biały i skruszony też wcale nie musi być wyjątkiem od reguły, nim bowiem został przez owych dwóch spacyfikowany, pewnie nieźle nadokazywał. Łapserdak jeden. Jak sobie tera posiedzi w izolatce o chlebie i wodzie (czy co tam aniołom w izolatce dają...), to się nauczy. Na razie pociąga nosem i słucha, jak tamci dwaj śpiewają na głosy piosnkę, którą znaleźliśmy u pana J. J., a która jest ulubioną piosnką wszystkich anielskich żandarmów:

Na starym grzeb mnie cmentarzu
U boku starszego brata.
Trumna niechaj czarna będzie,
Aniołów sześciu niech stanie w rzędzie,
Dwaj będą śpiewać, dwaj zmawiać pacierze,
A dwu do nieba mą duszę zabierze.

Komentarze