Gastrofaza. Nie czytać przy jedzeniu
Czas świąteczny sprzyja podjadaniu, w tym roku, z racji kwarantanny, sprzyjał będzie jeszcze bardziej - kiedy człowiek nie ma nic do roboty, to częściej wyciąga rękę po małe co nieco niż wtedy, gdy ma zajęcie. A i ciążące nad nami memento, teraz bardziej niż kiedykolwiek może wchodzić w rachubę, bo jak mawiają niektórzy, co zjem, to już moje... Dziś tedy notka o jedzeniu, a w niej, oprócz obrazków, fragmenty książki Mary Roach Gastrofaza. Przygody w układzie pokarmowym. I mimo że starałem się nie wybierać tych najbardziej „krwistych”, to na wszelki wypadek i tak powtórzę ostrzeżenie dane w tytule: NIE CZYTAĆ PRZY JEDZENIU.
*
Jako pisarka utrzymuję się dzięki (...) naukowcom próbującym odpowiadać na pytania, których zadanie nikomu innemu nie przyszłoby do głowy lub których nie mieliby odwagi zadać. Zaliczają się do nich na przykład: pionier badań układu pokarmowego William Beaumont wkładający język do żołądka swojego służącego; szwedzki lekarz Algot Key-Åberg sadzający zwłoki na krzesłach w jadalni, by zbadać, jak długo wytrzymają w takiej pozycji; François Magendie, pierwszy człowiek, który zidentyfikował skład chemiczny gazów jelitowych, wspomagany przez czterech francuskich więźniów zgilotynowanych podczas trawienia ostatniego posiłku; David Metz, badacz niestrawności z Filadelfii, który wykonywał zdjęcia rentgenowskie zawodnika uczestniczącego w konkursach jedzenia hot dogów na czas; oraz oczywiście nasi dietetycy z Berkeley, którzy serwowali sobie dania z bakterii, a potem, jak niezbyt pewni siebie mistrzowie kuchni, obserwowali, co się stanie.
(...) W 1973 roku organizacja ochrony praw konsumentów (CSPI) opublikowała broszurę pod tytułem Tabele żywienia, według której jedną trzecią karmy dla psów w puszkach sprzedawanych w sklepach zlokalizowanych na osiedlach mieszkaniowych spożywają ludzie. Nie z powodu jej wybitnych walorów smakowych, lecz dlatego, że nie mogli sobie pozwolić na droższe produkty mięsne. (...) Trzydzieści sześć powszechnie dostępnych w USA źródeł białka uszeregowano pod względem wartości odżywczej. Przyznawano im punkty za obecność witamin, zawartość wapnia i mikroelementów, natomiast odejmowano za dodatek syropu kukurydzianego i tłuszczów nasyconych. Jacobson – wychodząc z założenia, że gorzej sytuowani ludzie spożywają znaczne ilości karmy dla zwierząt, oraz/lub wykorzystując własny talent do autopromocji – dołączył do rankingu pokarm dla psów produkowany przez firmę Alpo. Produkt zdobył 30 punktów, bijąc na głowę salami, kiełbasę wieprzową, smażonego kurczaka, krewetki, szynkę, polędwicę wołową, hamburgery McDonald’sa, masło orzechowe, hot dogi z czystej wołowiny, mielonkę, bekon i kiełbasę bolońską.
(...) pewną małą chińską firmę przyłapano na używaniu ludzkich włosów do produkcji taniego substytutu sosu sojowego. Nasze włosy zawierają aż 14 procent L-cysteiny, aminokwasu powszechnie używanego do wytwarzania przypraw do mięs oraz do spulchniania masowo produkowanych wypieków. Jak powszechnie? Na tyle, by zwrócić na to zagadnienie uwagę żydowskich specjalistów od kaszrutu, czyli przepisów dotyczących koszerności. „Ludzkie włosy, mimo iż nie są szczególnie apetyczne, są koszerne” – zawyrokował rabin Zushe Blech, autor artykułu Kosher Food Production (Produkcja koszernych pokarmów) na stronie Kashrut.com. W jednym z maili Blech wyjaśnia, że nie ma w nich nic nieczystego. Produkcja L-cysteiny wymaga rozpuszczenia włosów w kwasie solnym, co powoduje, że zmieniają się nie do poznania i ulegają oczyszczeniu. Lecz rabinom leżały na sercu nie tyle kwestie higieny, ile bałwochwalstwa. „Kobiety zapuszczają włosy, a potem ścinają je na ofiarę bóstwu” – pisze Blech. Nie od dziś wiadomo, że strażnicy pewnych hinduskich sanktuariów ukradkiem zbierają włosy i sprzedają perukarzom. Niektórzy specjaliści od koszerności pokarmów niepokoili się, że część włosów trafia tą drogą do producentów L-cysteiny26. Obawy okazały się na wyrost. „Włosy wykorzystywane w procesie produkcji pochodzą wyłącznie z miejscowych zakładów fryzjerskich” – zapewnia Blech. Co za ulga!
(...) Fragmenty pożywienia w kształcie kuli są szczególnie podstępne, gdyż odpowiadają kształtem tchawicy. Jeżeli na przykład jeden owoc winogrona wyląduje w niewłaściwym miejscu, może całkowicie zablokować tchawicę, uniemożliwiając zaczerpnięcie oddechu. Lepiej gdyby w to miejsce trafiło plastikowe zwierzątko lub żołnierzyk, bo powietrze może się przedostać wokół wystających części. Hot dogi, winogrona i okrągłe cukierki zajmują trzy pierwsze miejsca na liście potraw-zabójców (...) Co jakiś pojawia się potrawa tak trudna do przetworzenia w ustach, że nawet zdrowi dorośli bez dysfagii mają z nią kłopoty. Lepki ryż mochi, tradycyjne japońskie danie noworoczne, zabija kilkanaście osób rocznie. Plasuje się więc na podium wraz z fugu (trującą rybą z rodziny tetrodonowatych) i płonącym serem, najbardziej ryzykownymi pozycjami menu spotykanymi na świecie.
*
Jako pisarka utrzymuję się dzięki (...) naukowcom próbującym odpowiadać na pytania, których zadanie nikomu innemu nie przyszłoby do głowy lub których nie mieliby odwagi zadać. Zaliczają się do nich na przykład: pionier badań układu pokarmowego William Beaumont wkładający język do żołądka swojego służącego; szwedzki lekarz Algot Key-Åberg sadzający zwłoki na krzesłach w jadalni, by zbadać, jak długo wytrzymają w takiej pozycji; François Magendie, pierwszy człowiek, który zidentyfikował skład chemiczny gazów jelitowych, wspomagany przez czterech francuskich więźniów zgilotynowanych podczas trawienia ostatniego posiłku; David Metz, badacz niestrawności z Filadelfii, który wykonywał zdjęcia rentgenowskie zawodnika uczestniczącego w konkursach jedzenia hot dogów na czas; oraz oczywiście nasi dietetycy z Berkeley, którzy serwowali sobie dania z bakterii, a potem, jak niezbyt pewni siebie mistrzowie kuchni, obserwowali, co się stanie.
(...) W 1973 roku organizacja ochrony praw konsumentów (CSPI) opublikowała broszurę pod tytułem Tabele żywienia, według której jedną trzecią karmy dla psów w puszkach sprzedawanych w sklepach zlokalizowanych na osiedlach mieszkaniowych spożywają ludzie. Nie z powodu jej wybitnych walorów smakowych, lecz dlatego, że nie mogli sobie pozwolić na droższe produkty mięsne. (...) Trzydzieści sześć powszechnie dostępnych w USA źródeł białka uszeregowano pod względem wartości odżywczej. Przyznawano im punkty za obecność witamin, zawartość wapnia i mikroelementów, natomiast odejmowano za dodatek syropu kukurydzianego i tłuszczów nasyconych. Jacobson – wychodząc z założenia, że gorzej sytuowani ludzie spożywają znaczne ilości karmy dla zwierząt, oraz/lub wykorzystując własny talent do autopromocji – dołączył do rankingu pokarm dla psów produkowany przez firmę Alpo. Produkt zdobył 30 punktów, bijąc na głowę salami, kiełbasę wieprzową, smażonego kurczaka, krewetki, szynkę, polędwicę wołową, hamburgery McDonald’sa, masło orzechowe, hot dogi z czystej wołowiny, mielonkę, bekon i kiełbasę bolońską.
(...) pewną małą chińską firmę przyłapano na używaniu ludzkich włosów do produkcji taniego substytutu sosu sojowego. Nasze włosy zawierają aż 14 procent L-cysteiny, aminokwasu powszechnie używanego do wytwarzania przypraw do mięs oraz do spulchniania masowo produkowanych wypieków. Jak powszechnie? Na tyle, by zwrócić na to zagadnienie uwagę żydowskich specjalistów od kaszrutu, czyli przepisów dotyczących koszerności. „Ludzkie włosy, mimo iż nie są szczególnie apetyczne, są koszerne” – zawyrokował rabin Zushe Blech, autor artykułu Kosher Food Production (Produkcja koszernych pokarmów) na stronie Kashrut.com. W jednym z maili Blech wyjaśnia, że nie ma w nich nic nieczystego. Produkcja L-cysteiny wymaga rozpuszczenia włosów w kwasie solnym, co powoduje, że zmieniają się nie do poznania i ulegają oczyszczeniu. Lecz rabinom leżały na sercu nie tyle kwestie higieny, ile bałwochwalstwa. „Kobiety zapuszczają włosy, a potem ścinają je na ofiarę bóstwu” – pisze Blech. Nie od dziś wiadomo, że strażnicy pewnych hinduskich sanktuariów ukradkiem zbierają włosy i sprzedają perukarzom. Niektórzy specjaliści od koszerności pokarmów niepokoili się, że część włosów trafia tą drogą do producentów L-cysteiny26. Obawy okazały się na wyrost. „Włosy wykorzystywane w procesie produkcji pochodzą wyłącznie z miejscowych zakładów fryzjerskich” – zapewnia Blech. Co za ulga!
(...) Fragmenty pożywienia w kształcie kuli są szczególnie podstępne, gdyż odpowiadają kształtem tchawicy. Jeżeli na przykład jeden owoc winogrona wyląduje w niewłaściwym miejscu, może całkowicie zablokować tchawicę, uniemożliwiając zaczerpnięcie oddechu. Lepiej gdyby w to miejsce trafiło plastikowe zwierzątko lub żołnierzyk, bo powietrze może się przedostać wokół wystających części. Hot dogi, winogrona i okrągłe cukierki zajmują trzy pierwsze miejsca na liście potraw-zabójców (...) Co jakiś pojawia się potrawa tak trudna do przetworzenia w ustach, że nawet zdrowi dorośli bez dysfagii mają z nią kłopoty. Lepki ryż mochi, tradycyjne japońskie danie noworoczne, zabija kilkanaście osób rocznie. Plasuje się więc na podium wraz z fugu (trującą rybą z rodziny tetrodonowatych) i płonącym serem, najbardziej ryzykownymi pozycjami menu spotykanymi na świecie.
Mary Roach: Gastrofaza. Przygody w układzie pokarmowym. Przełożył Rafał Śmietana
Vincenzo Campi: Jedzący Ricotta
Jacob Jordaens: Jedzący owsiankę
Giovanni Martinelli: Śmierć przychodząca do biesiadnego stołu
Vincenzo Campi: Jedzący Ricotta
Jacob Jordaens: Jedzący owsiankę
Giovanni Martinelli: Śmierć przychodząca do biesiadnego stołu
Śmierć przez zadławienie się hotdogiem brzmi jak fatality z „Mortal Kombat”. No i dzień dobry – trafiłem do Ciebie przez Ignormatyka.
OdpowiedzUsuńW takim razie jesteś pierwszym z tych stu obiecanych ;) Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńŚmierć przez zadławienie w ogóle wydaje się głupia przez swoją banalność. Niestety, nasze układy pokarmowy i oddechowy są tak perfidnie "zakręcone" i nic się nie poradzi.
Jestem świeżo po wystawie "Body Worlds" ... przełyk i tchawica zdecydowanie są zbyt blisko siebie ... patrzę teraz na hot doga zupełnie innym spojrzeniem i na pewno nie pożądliwym ;)
OdpowiedzUsuńHot dog pół bidy, można go na drobno pogryźć, najgorsze są grube i memlaste kluski, taki jak wpadnie to mogiła ;)
OdpowiedzUsuńDlatego ja się czasem boję niektórych kleistych azjatyckich makaronow,np ostatnio z Biedronki kupiłam makaron fettucine z konjacu. Dobre, ale Kleiste i długie oraz gumowate, aż strach było jeść, hah
OdpowiedzUsuń