Trzpioty
Wyjrzawszy rankiem przez okno, zobaczyłem dzięcioła zajadającego w najlepsze skórkę słoniny wywieszoną dla sikorek. Dwie bogatki przypatrywały się temu procederowi z dala, nastroszone i skonfundowane. Przyleciała trzecia, usiadła trochę bliżej, skoczyła z gałęzi na gałąź, zbliżając się do tamtego obżartucha. Ale więcej odwagi nie miała, więc potem już tylko, szczebiocąc od czasu do czasu, gapiła się na owo monstrum, wielkie, dziobate, a na dodatek wystrojone w dziwną czerwoną czapeczkę i tak samo jaskrawe i groteskowe podogonie.